15.10.2011 02:16
A jednak...
Inaczej niż zwykle
Skończyło się na przemyśleniach i zakomunikowaniu koledze, że idę na prawko na motor. Podsumował to zdaniem: „A po co Ci to?” No właśnie po co? Po kilku dniach przemyśleń i buszowaniu w sieci stwierdziłem, że czas na zmiany, czas coś zdziałać i jednak pójdę na ten kurs, co troszkę mnie zdziwiło, bo często brak mi motywacji w doprowadzeniu czegoś do końca. Jednak staram się z tym walczyć raz skuteczniej raz mniej. Tym razem jednak skuteczniej.
Wybór szkoły
No dobrze, więc pójdę na kurs. Tylko trochę późno już bo było to w okolicach 10-15 września. Coś się wymyśli. Tylko gdzie? Po doświadczeniach z kat. B wiem, że w mojej okolicy nie ma zbyt dobrych ośrodków szkoleniowych, a tym bardziej szkolących na kat A. Po za tym chciałbym nauczyć się czegoś więcej niż tylko jazdy do przodu (może np. do tyłu? :D ) więc wysoko postawiłem poprzeczkę. Szukając jakiś informacji w necie trafiłem na stronę scigacz.pl (pomimo ukierunkowania swojej miłości do motocykli właśnie na ścigacze jakoś nie przyszło mi do głowy, żeby właśnie tę frazę wpisać w przeglądarkę). Szybkie poszukiwania na forum potwierdzają moje domysły. W mojej okolicy nie ma dobrej szkoły. Co dalej? Może po prostu odpuścić? Zaraz pierwsza drobna przeszkoda i mam się poddać? Nie to nie w moim stylu. No więc dokładniejsze przeszukanie forum dało mi odpowiedź. Kierunek Sosnowiec. Wybór padł akurat na tą szkołę, gdyż wiele osób ją polecało. Zajrzałem na ich stronę i okazało się, że każdy z instruktorów jest czynnym motocyklistą i starym wyjadaczem. Troszkę daleko jako, że jestem z Zabrza, czyli tułanie się jakieś 25 km komunikacją miejską, do tego miasto całkowicie mi nie znane (w końcu za granica i miasto goroli ) będzie ciężko. Lecz kolejny problem jeszcze bardziej mnie zmotywował. A więc telefon do biura i miła pani poinformowała mnie, że kurs juz prawie się kończy i niewiadomo kiedy będzie następny, ale mam zadzwonić do instruktora i się dowiedzieć. Łukasz (vel Yogi jak się później okazało bardzo miły facet) poinformował mnie, że mógłby mnie dopisać do tego kursu który już się rozpoczął, tylko nie wiadomo, czy lekarz nie będzie robił z tym problemów i jak czegoś się dowie to oddzwoni. Za parę godzin telefon: „Da rade zadzwoń do biura to się dowiesz co i jak”. JEST. W końcu jakaś pozytywna wiadomość. Więc dowiedziałem się co i jak. Niestety na lekarza musiałem czekać do przyszłego tygodnia., a jak ja już się za coś zabiorę to pełną parą i chciałbym, żeby było już widać choć mały efekt. No, ale trudno poczekam, bo nie mam wyjścia. Minął tydzień i prosto po pracy w pociąg i załatwiać sprawy. Lekarz i do biura zapisać się na kurs. Sama podróż jak i poszukiwania odpowiednich adresów w obcym mieście przysporzyła też kilku przygód, ale mniejsza teraz o to. Lekarz tylko mnie osłuchał, zadał parę pytań ,a także:
Lekarka: Ma pan kat. B?
Ja: Tak
L: Do kiedy?
J: Bezterminowo
L:To tu też tak będzie.
Super. Teraz jeszcze tylko do biura, które okazało się znajdować na drugim końcu miasta. Wycieczka autobusami, trochę stresu, ale dotarłem. Zaliczka, materiały i Pani omyłkowo wysyła mnie do lekarza. -Ale ja już byłem.
-Aha to super. No to teraz tylko zda pan teorię i może zaczynać pan jazdy. To może pan spróbuje.
- Eee nie. Chyba nie jestem gotowy.
Jako, że prawo jazdy kat. B zdawałem parę lat wcześniej (dokładniej z 3) wydawało mi się, że nie dam rady. Tym bardziej, że nie miałem zielonego pojęcia o przepisach dotyczących jazdy na motorze.
Tydzień ostrego zakuwania
No więc ostro wziąłem się za naukę teorii. Pobrałem specjalna aplikację na smartfona i uczyłem się w drodze do pracy, do szkoły, na przerwie w pracy, przed spaniem i gdzie się tylko dało, żeby jak najszybciej to pojąć i móc już zasiąść za sterami motocykla. Za tydzień miałem do pracy na nockę, więc była to idealna okazja, żeby spróbować swoich sił. A więc przed pracą czekała mnie kolejna podróż do biura. Podziękowania dla przyjaciółki, która tym razem wsparła mnie własnym transportem. Oczywiście nie obyło się bez przygód. Głównie spowodowanych tym, że wspomniana przyjaciółka wpada w panikę zawsze gdy ma gdzieś jechać a nie wie gdzie, nie zna terenu itp. No więc wsparłem ją nawigacją. Jednak coś było nie tak bo ciągle źle nas prowadziła, więc wziąłem sprawy w swoje ręce. Mapa w dłoń i robimy za pilota. I nagle olśnienie. Przecież pożyczałem ostatnio nawigację kumpeli, więc pewnie coś poprzestawiała. Rzeczywiście z trasy najkrótsza, przestawiła na najszybsza i nawigacja ze środka centrum kazała ciągle nam się wracać na autostradę. Dalej poszło już z górki. Podjechaliśmy na miejsce i naszły mnie wątpliwości. Zaraz przecież to tylko niecały tydzień, a jak nie jestem gotowy? Jednak chęć spełnienia marzenia o dwóch kółkach była silniejsza niż obawy. Co mi tam idę. Od strzału 18 pytań pani mówi, że sprawdzała na bieżąco i nie ma żadnych błędów i mogę się umówić z Łukaszem na jazdy. Zaraz i już? Tak po prostu? Więc po co było to całe zamieszanie? Z perspektywy czasu żałuję, że nie spróbowałem od razu jak zapisywałem się na kurs. No ale cóż teraz jestem bogatszy o pewne doświadczenia. No więc podróż powrotna, po drodze postój w kawiarence, aby odwdzięczyć się przyjaciółce, od stresować ją i oblać jakoś ten pierwszy krok do osiągnięcia celu. Oczywiście kawą, jako, że wieczorem do pracy. W między czasie telefon do Łukasza i jest termin na pierwsze jazdy. W zasadzie to nie w między czasie, a zaraz jak wyszedłem z biura, bo już nie mogłem się doczekać.
Teoria pomaga w praktyce
Przyszedł czas na pierwsze jazdy. Wreszcie, bo dni ciągnęły się niemiłosiernie długo. Umilałem go sobie studiując wszystkie poradniki, fora i co tylko jeszcze znalazłem odnośnie początków na motocyklu i nie tylko. Głównie tych ze scigacza, ale jak się później okazało wiele to dało. Nadszedł upragniony dzień. Pobudka 5:30,bo jazdy na 8:00. Eh te dojazdy komunikacją miejską. Szybkie śniadanko i w drogę. Wstać było trochę ciężko, bo pół nocy nie mogłem zasnąć z powodu ekscytacji: „Jutro po raz pierwszy sam dosiądę prawdziwego motocykla”. Minęły długie godziny i w końcu przyszedł sen. Rano stawiłem się na placyku, ale zaraz, a gdzie jest Łukasz? Aha jest dopiero 7:50. No to żeby zleciał mi jakoś ten czas to telefon do przyjaciółki. Krótka rozmowa zmieniła się w nieco dłuższą i nim się obejrzałem była już 8:10, a Łukasza dalej nie było. Nie no jeszcze chwila i do Niego dzwonie. Może zapomniał? Aż tu nagle słychać w oddali jakiś ryk. Głośny jednak bardzo przyjemny dla ucha. Zbliżał się, czy może mi się wydaje? Nie! Na pewno jest coraz bliżej. Obracam się i moim oczom za chwilę ukazał się zielony ścigacz. Nie sądziłem, że Łukasz podjedzie na motorze. I to jakim. Gdy zaparkował oczy świeciły mi się jak małemu dziecku, gdy znalazło wymarzony prezent pod choinką. Pierwszy raz byłem tak blisko ścigacza, który był na chodzie, a nie tylko zaparkowany gdzieś na jakimś parkingu. Dla ciekawych była to 600 Honda Hornet. Teraz już wiem, że to naked, a nie typowy ścigacz. Jednak Łukasz ma zamontowaną owiewkę Puig, która nadaje jej taki bardziej sportowy wygląd. Zresztą wtedy dla mnie ścigacz to był ścigacz. Były jeszcze ewentualnie choppery i crossy, ale te typy mnie nie interesowały. Z wrażenia i nie wiedziałem co powiedzieć. Przywitaliśmy się i padło tylko: tam w przyczepie masz kask. Zakładaj, a ja odpalę ci motor. Spod pokrowca wyłoniła się Honda CBF 250. Niezła, choć widząc wcześniej Horneta to porównanie niebo, a ziemia. No, ale dla mnie to był motor, a ja nie mogłem się doczekać kiedy w końcu zaspokoję moje pragnienie przejechania się na motorze. Ok. więc wskoczyłem bez problemu na CBFe sam nie wiem skąd wiedziałem jak, bo wcześniej miałem doświadczenia tylko ze skuterami a to zupełnie inna bajka. Może mam to we krwi? Później nastąpiło parę pytań:
Łukasz: Jeździłeś już kiedyś na motorze?
Ja: Nie.
Ł: A wiesz co gdzie jest?
J: Chyba tak. (specjalnie dzień wcześniej poszperałem w Internecie co gdzie jest w motorze żeby nie wyjść na totalną łamagę i pokazać, że coś juz tam wiem, choć nie wiedziałem praktycznie nic)
Ł: Ok. To gdzie jest sprzęgło?
J: Tu.
Ł:Hamulec?
J:Tu itd…..
Ł: Ok. to na początek slalom żebyś wyczuł maszynę. Na razie zwiększę ci obroty, więc bez gazu.
J: Dobra.
Slalomik wychodził całkiem nieźle, jako, że troszkę jeździłem kogoś skuterami. Oczywiście wtedy nie miałem nawet pojęcia o tym, że na egzaminie trzeba jeszcze „kręcić głową” przed każdym skrętem, więc było to tylko w formie przejażdżki.
Ł: Ok. To teraz spróbuj z gazem.
Mała próba odkręcenia gazu, a motocykl leci jak szalony do przodu. A przecież ledwo ruszyłem ręką. Tu przekonałem się o pierwszej różnicy między motorem, a skuterem. Na skuterze spokojnie można było lekko ruszyć ręką i skuter zaczynał przyśpieszać. Tutaj ten sam ruch dawał od razu kopa.
Ł: No i jak?
J:Ledwo odkręcam gaz, a to od razu leci do przodu jak szalone.
Ok. no więc trzeba to wyczuć. Trzeba się zaprezentować z dobrej strony. Minimalne ruchy ręką niczym chirurg podczas operacji na otwartym sercu i jest. Udało się. CBFka daje się okiełznać i zaczyna się słuchać.
Ł: Daniel to może wskakuj teraz na ósemkę.
J: To chyba nie jest najlepszy pomysł, ale spróbuję.
No to jedziemy. Pierwsza próba i zonk. Jak ja mam się kurna w tym zmieścić? Kolejne próby przynoszą troszkę lepsze efekty, ale dalej szeroko za linią jakbym kręcił co najmniej ciężarówką. Kurcze co jest nie tak? To Może spróbuję ostrzej skręcić? Mocniejszy skręt, lekki przechył maszyny ( wtedy odczuwałem to jakby motor miał się zaraz przewrócić) i asekuracja nogą w obawie przed upadkiem. Okrążenie za okrążeniem a efektów nie ma. W końcu przyzwyczaiłem się do przechyłów i nie zdejmowałem już nóg z podnóżków. Zaczęło nawet wychodzić, ale tylko w lewą stronę. Skręcanie w prawo jakieś dziwne. Jak dla mnie jakieś nienaturalne ułożenie rąk. Przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. No, ale dalej idzie opornie. Co dalej robię nie tak? W myślach przelatują mi wszystkie porady jakie przeczytałem i olśnienie. Przypomniał mi się jeden wpis na forum dotyczący pozycji i jazdy motocyklem. Brzmiał on mniej więcej tak:
„Kierownica służy do kierowania, a nie do trzymania się jej. Ręce mają być luźne a nie napięte.”
Uświadomiłem sobie, że z nerwów cały się spinam. No ok to spróbujmy rozluźnić te ręce. Łatwiej się skręcało, poddawałem się temu co robił motocykl i jest!!! Kilka ósemek wyszło bez wyjechania za linię. Ósemka nie była już aż takim problemem jak na początku…
Tym optymistycznym akcentem kończę kolejny wpis, który zrobił się trochę przydługi. Do następnego razu.
P.S.
Dziękuję morham za miłe komentarze, które zmotywowały mnie do kontynuowania prowadzenia bloga. Twoje komentarze jakoś tak bardziej do mnie trafiły, bo po przeczytaniu całego Twojego bloga wydaje mi się jakbyś był moim kumplem od lat.
Komentarze : 7
@ morham
O to to bym się nie martwił, bo pierwszy raz jak odkręciłem manetkę troszkę ostrzej na kursowej cbf,ie 250 to nabrałem do niej szacunku, bo się lekko przeraziłem, a była to niewielka prędkość. Szczerze powiedziawszy to zastanawiałem się nad czymś mniejszym na początek, ale instruktor mnie przekonał, że dam rade, dwa, że pod wieloma względami (poza prędkością i przyśpieszeniami) taka np.600 jest bezpieczniejsza od 250, a po za tym jak to w naszym kraju bywa finanse nie pozwolą mi na częste zmienianie motocykla, żeby przejść przez więcej pojemności. No i w Polsce głównie dostępne są od 500 w górę.
Byleby okraszona sukcesem była... tylko pamiętaj, że CBR na początek rozsądku wymaga :D a nie jego całkowitego braku ;)
@ monic19279328
W moim przypadku niestety nie, a droga do własnych dwóch kółek u mnie jest bardzo długa i kręta.
@ morham
Według mnie to miałeś się lepiej, bo nie wyrobiłeś sobie złych nawyków. Ja np. przez jazdę na skuterze nie mam odruchu hamowania tylnym hamulcem, co raz skończyło by się nieciekawie,ale o tym przeczytacie w którymś wpisie.
@monic19279328
Mi niestety jazdy się skończyły.Dopiero pod koniec stało się coś, co przekonało mnie do prowadzenia tego bloga, więc opisuję to co przeżyłem podczas kursu. W poniedziałek po papiery i umówić się na egzamin. Bardzo brakuje mi dwóch kółek.
Hehehe to i tak mieliście większe doświadczenie niż ja. Nawet na skuterze nie siedziałem...
też akurat mam jazdy. :) i miałam dokładnie tak samo, że nigdy wcześniej nie jeździłam niczym innym jak kilka razy skuterami.
trzymam kciuki, żeby wszystko się udało. :)
Archiwum
Kategorie
- Na wesoło (656)
- Na wesoło (3)
- Nauka jazdy (1)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Ogólne (2)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)